No, to ja chyba znam inną historię. Piszesz, ze w Japonii nie było żadnej partii, typu jedyna przewodnia siła narodu. Przecież w Japonii obowiązywał inny system polityczny i można powiedzieć od 1936 żadna z partii, ani Seiukai, ani Minseito nie miały nic do gadania. Nikt nie miał nic do gadania poza kliką wojskowych. Jedynie od czasu do czasu liczono się nieco z dworem, jedna od czasów przejęcia teki premiera przez generała Tojo, to dwór także nie miał nic do gadania, między innymi dlatego, że nie chciał mieć, Ze miał to gdzieś, ze się bał wychylić, że sam popierał militarystów, że cesarz ogólnie także ich popierał, chociaż niekiedy miał wątpliwości. Japonia Konstytucji Meji nie była wtedy systemem stricte parlamentarnym na wzór Niemiec, czy Włoch, gdzie wygranie wyborów gwarantowało władzę, wygranie wysokie natomiast gwarantowało dowolne zmiany konstytucyjne. Rząd partyjny w żaden sposób nie mógł być centrum, gdyż partie miały wprawdzie silny środek nacisku poprzez możliwość odrzucenia budżetu, ale niewiele co poza tym. Toteż w Japonii jak najbardziej był naczelny ośrodek rządzący społeczeństwem, ale nie była to partia, tylko wojskowy rząd wspierany przez wojsko, niektóre ośrodki przemysłowe, grupy formalne oraz nieformalne, część dworu. Jak najbardziej Japońskie społeczeństwo było masowo indoktrynowane, nadzorowane, szkolone, poddane propagandzie oraz inwigilowane chyba bardziej niżeli włoskie czy niemieckie. Szczegółowo zapraszam tutaj do tej książki
http://www.konnichiwa.pl/japan8,22.html chociaż znajdziesz takie informacje w setce innych.
Co do religii. Istnieje książka Zen na wojnie Briana. Radzę przeczytać, bo jest tam właśnie mowa o zmuszeniu religii służbie militaryzmu. Shintoizm oraz buddyzm bardzo mocno poparły militaryzm, natomiast tych, którzy się opierali, to wiadomo, przy czym w Japonii nie było ich zbyt wielu.
Co do stworzenia super społeczności, która była idea Hitlera. Japończycy ten warunek spełnili, ponieważ wierzyli, ze są właśnie superspołecznością, gdzie cesarz jest bogiem, każdy Japończyk półbogiem stojącym znacznie wyżej od jakiegokolwiek innego osobnika. Cała różnica polegała na tym, ze Hitler rozwalał niektórych, natomiast innych niearyjczyków uważał za podludzi. Japończycy nie rozwalali, za to wszystkich niejapończyków uważali za kogoś gorszego od siebie. Różnicy więc nie ma jakiejś. Czy bowiem kogoś nazwiemy człowiekiem, siebie półbogiem, czy siebie człowiekiem, kogoś podludziem, to relacja lepszy gorszy jest identyczna. Japończycy zas nie mordowali ludzi innych ras ze względu na rasę, bo im się to po prostu nie opłacało. Zresztą, czy słyszy się o walce ras u Mussoliniego, czy raczej o przeciwnikach rządu kontra zwolenników rządu faszystowskiego? Czy identycznie nie było u Franco?
Dlatego jak najbardziej można uznać japońskie państwo za faszystowskie, właśnie opierając się na Twoich uwagach.