autor: shirokaze » 29 listopada 2004, 16:20 - pn
Dobra to teraz ja swoje trzy grosze w sprawie kamikaze.
Wracając do inwazji mongolskich na wyspy japońskie:
otóż mongołowie mieli słabą flotę przez "olewactwo" koreańczyków i chinczyków, którym zlecili jej budowę.
Nie zmienia to faktu, że w 1274 roku flota inwazyjna była przeogromna: 300 dzonek do transportu wojska, 300 szybkich łodzi bojowych i 30 statków taboru. Japończycy mięli o tyle dobrze, że Koreańczycy nie bardzo chcięli ginąć za mongolskiego władcę (Chiny i Korea były w tym czasie w rękach mongolskich) i ostrzegli ich o terminie i miejscu inwazji - wojska inwazyjne wylądowały w zatoce Hakata na Kyushu) I teraz dopiero w walkę "właczył" się kamikaze - otóż niedługo po wylądowaniu mongołów (już po pierwszych pirzegranych dla Japończyków starciach) rozszalała się burza i nędznie sklecone statki mongolskie, zacumonwane w zatoce, powiedzmy sobie szlag trafił - mongołowie błyskawicznie załadowali się na resztę pływających jeszcze statków i zwiali na kontynent.
Podobnie było w 1281. Przy czym obie strony lepiej przygotowały się do walki - Japończycy zbudowali w zatoce Hakata umocnienia, a Mongołowie przygotowali jeszcze większą armię. Jak wiadomo historia uwielbia się powtarzać i tym razem o przegranej wojsk inwazyjnych zadecydowało złe dowodzenie, niekarność koreańczyków no i oczywiście kamikaze.
Jednakże nie należy tu przeceniać roli tajfunu - w 1281 połączone floty mongolska, chińska i koreańska miały w sumie... 4400 okrętów ( !! ) z 140 tysiącami żołnierzy na pokładach... i uwaga... większa część z nich dobiiła do brzegów w zatoce Hakata i Hirado na Kyushu i... uwaga... związała w walce Japończyków na około siedem tygodni... i dopiero wtedy dzieła zniszczenia dokonał kamikaze - podobnie jak poprzednio niszcząc przycumowaną flotę mongolską
ufff to chyba tyle... zainteresowanym polecam, moim zdaniem, najlepszą książkę o historii Japoniii - "Życie codzienne w Japonii w epoce samurajów (1185-1603)" autorstwa Louisa Frederic'a