autor: Kelly » 09 lipca 2007, 10:29 - pn
Rzeczywiście to przymusowe przeniesienie na ląd psuło wiele oraz pozbawiało Jponię najzdolniejszych dowódców. Narzekali na to nie tylko admirałowie, ale słynny komandor Hara w książce "Dowódca niszczyciela" zdrowo obrugiwał ów bezsensowny system.
Co do admirałów, którzy mieli sukcesy, typu Mikawa i Tanaka odniesione na lżejszych klasach okrętów. Oczywiście prawda, ze nie wiadomo, jak poradziliby sobie dowodząc lotniskowcami oraz większymi zgrupowaniami. Po stronie amerykańskiej mamy takiego Halseya, który był uważany za dobrego dowódcę małych zgrupowań, lecz uważano, ze nie daje sobie rady z większymi skupiskami okrętów. Oraz mieliśmy Spruance'a, który pod Midway dowodził dwoma lotniskowcami, przedtem natomiast był wyłącznie dowódcą krążowników. Kto wie, czy Mikawa i Tanaka nie mogliby być następcami Yamamoty. Obydwaj wykazywali się doskonałą znajomością morskiego rzemiosła, chociaż przyznaję, obydwaj nie mieli doświadczenia lotniczego, jak Yamamoto i Yamaguchi.
Jeszcze Yamamoto. Zastanawiam się, czy Yamamoto, który był hazardzistą, po prostu nie załamał się nieco po nieudanym ataku na Midway, tak jak gracz po wielkiej przegranej. Jednakże ten fakt, zresztą wspominany przez Kicka, dowodzi, że nie był on wielkim wodzem. Odnoszę bowiem wrażenie, ze właśnie podczas takich trudnych momentów wychodzą najlepsze rzeczy tych, których nazywamy wielkimi wodzami.